Felieton z cyklu „O technologii i nie tylko”: To już po nas … – Telekabel 02.2016

02.2016_TelekabelMiał wejść w 2015 roku do Polski. Z drobnym opóźnieniem, ale jednak wchodzi właśnie teraz. I to już koniec, trzeba zwijać biznes telewizyjny. Nikt już nie będzie chciał kupować zwykłej telewizji, wszyscy przerzucą się na Netflix’a.

Netfixomania jak również Netflixofobia opanowała całkiem szerokie grono. W ich opinii klasyczna telewizja odejdzie do lamusa – każdy biorąc Netflixa będzie mógł oglądać dowolne treści w dowolnym miejscu,  w dowolnym czasie i na dowolnym urządzeniu. Klasyczne 4x any. Pytanie czy, aby na pewno dowolne.

W bibliotece Netflix’a są oczywiście światowe superprodukcje jak i ich własne. Trochę gorzej z lokalnymi (czyt. polskimi) produkcjami. W oczywisty sposób ogranicza to grono tych, którzy porzucą wszystko inne dla Netflix’a. Dowolne miejsce i czas jak najbardziej, pod warunkiem, że mamy w tym miejscu i czasie wystarczająco wydajne łącze. No, ale w tym to akurat każdy operator stara się pomóc oferując coraz szybsze i lepszej jakości Internet. Dowolne urządzenie? No prawie dowolne. Największy kłopot będzie z salonem – zdecydowanie nie każdy telewizor i STB będzie miał dostęp do Netflix’a. Czy to problem? Dla zapaleńców internetowych spod znaku „i-coś” żaden. Poradzą sobie, ba! zrobią wszystko aby zapewnić sobie dostęp do tych usług. Być może nawet za nie zapłacą. Ale to mimo wszystko niewielki procent rynku. Pamiętam dyskusje o tym, jak wprowadzenie DVB-T miało odebrać abonentów operatorom kablowym. Najczarniejsze scenariusze mówiły o 30% utraty abonentów. Rzeczywistość była zdecydowanie bardziej różowa.

Fenomen Netflix polega na faktycznie bardzo dużej bibliotece treści i faktycznie elastycznej możliwości dostępu do tych treści. Jest to kierunek rozwoju usług telewizyjnych jako takich – VoD, time shift, PVR są nam znane i przez całkiem sporą ilość operatorów oferowane. Ograniczeniem jest dostęp do treści (szerokość oferty) oraz kierowanie usług w zasadzie tylko do STB w salonie. Z dostępem do szerokości oferty Netflix’a to raczej nie uda się wygrać (choć akurat dostęp do lokalnych treści może być zdecydowaną przewagą), ale z dostępem z innych urządzeń i w innych miejscach już tak. Z pomocą  przychodzi streaming video czyli technologie pozwalające na transmisję video przez niezarządzane sieci IP. Częściowo jest to znane pod hasłem OTT, ale to nie tylko to.

 

Całość zabawy polega na przygotowaniu treści video w formatach dostosowanych do poszczególnych urządzeń oraz w strumieniach o różnych przepływnościach dopasowywanych do możliwości łącza internetowego. Wówczas rzeczywiście na dowolnym urządzeniu przy użyciu dowolnego łącza (no prawie dowolnego – jakieś minimalne wymagania łącze musi spełnić) możemy oglądać treści video – zarówno broadcastowane live jak i off-line (czyli VoD czy time-shift). Wystarczy rozbudować headend telewizyjny, podobnie jak kilka lat temu trzeba było go rozbudować w kierunku telewizji cyfrowej. Teoretycznie proste, praktycznie … trochę mniej. Prosty streaming z punktu widzenia abonenta jest nieco bardziej skomplikowany, o ile nie jest wyposażony w dobrze skonstruowaną aplikację abonencką. Problem podobny jak w STB kilka lat temu. Tyle, że tu jest z jednej strony znacznie szersze pole do popisu, z drugiej brak jednoznacznego standardu.

 

Na razie telewizja internetowa i Netflix pozostaną w zainteresowaniu najmłodszej grupy zapaleńców internetowych, ale jednocześnie wytyczają pewien kierunek zmian. Kierunek w którym prędzej czy później wszyscy będziemy podążać. Albowiem streaming IP jest technologią, która, moim prywatnym zdaniem, wyprze pozostałe metody dostarczania telewizji. Prędzej czy później.

Inni przeczytali także: