Czasami rzeczy oczywiste wcale tak oczywiste nie są. Co to jest IoT? Takie pytanie zadał mi ostatnio jeden z kolegów. Odpowiedź natychmiastowa: No jak to co! Internet of Things. No tak, ale co to tak NAPRAWDĘ jest? I tu się właśnie oczywistość skończyła.
W zasadzie odpowiedź na to pytanie należy zacząć od podstaw czyli od tego czym jest Internet. Technicznie to całkiem spora ilość komputerów połączona w jedną sieć o zasięgu ogólnoświatowym. Logicznie to gigantyczna baza danych zawierająca nieprawdopodobną ilość informacji w zasadzie o wszystkim. Informacje te są dostępne z każdego miejsca, w którym możemy do Internetu się podłączyć (czyli na dziś praktycznie z każdego zakątka Ziemi) dla każdego (oczywiście o ile ma stosowne uprawnienia). Działa to również w drugą stronę, czyli za pomocą Internetu nasze dane możemy udostępnić całemu Światu. Ot tak po prostu.
Internet jest póki co dostępny dla grupy bardzo specjalistycznych urządzeń takich jak komputery, a od niedawna również smartfony i tablety. Ilość tych urządzeń rośnie stwarzając problemy operatorom sieci aby obsłużyć ruch przez nie generowany. Jednak w dalszym ciągu to jest ten sam „Internet” jaki znamy od dawna.
Internet of Things, czyli tytułowe IoT, to de facto znaczące poszerzenie ilości urządzeń połączonych za pomocą Internetu. Na dziś ilość podłączonych urządzeń szacuje się na 5-6 mld. Przewiduje się wzrost ilości tych urządzeń do poziomu 30-50 mld w roku 2020. Oznacza to około 10-15 mln nowych urządzeń DZIENNIE podłączanych do Internetu. Ilość dość ciężka do wyobrażenia. W takim razie nasuwa się pytanie: co to są za urządzenia?
Odpowiedź prosta – wszystko może być podpięte do Internetu. Prosta, czyli żadna – wszystko oznacza nic. Więc tak konkretnie – jakie zastosowania są tego pomysłu? Klika z nich już znamy. Np. monitorowanie pojazdów. Każdy samochód można wyposażyć w czujnik i mieć możliwość monitorowania jego położenia, parametrów, a nawet sterowania tymi parametrami. Oczywiście z dowolnego miejsca. Inne zastosowanie to pomiary zużycia energii, wody, ciepła ze zdalnym odczytem. Oczywiście sterowanie też możliwe (np. odcięcie dopływu prądu w sytuacji braku opłacenia rachunku). Myśląc dalej w tym kierunku: rower, obroża dla psa, system podlewania ogrodu, zegarek, ekspres do kawy, każde gniazdo elektryczne, żarówka itp. Setki otaczających nas urządzeń mogą być monitorowanie i sterowane za pomocą zdalnego połączenia.
No dobrze – ale po co to? A tu już wyobraźnia ludzka jest potrzebna. Obroża dla psa jest oczywista. Ale żarówka? Ano może ona automatycznie wykrywać warunki oświetlenia i się do niego dopasować. Widziałem już w działaniu system, w którym oświetlenie uliczne zapala się gdy ktoś idzie/jedzie i gaśnie po przejściu/przejechaniu. Oszczędności dość oczywiste. Monitorowanie pojazdów i automatyka sterowania światłami na skrzyżowaniach tak, aby minimalizować korki i wykorzystać pełną przepustowość ulic to kolejny pomysł.
Połączenie tych urządzeń to jedno, a zbieranie generowanych przez nie danych to drugie. A trzecie to jeszcze analiza tych danych. Fachowcy od marketingu potrafią ze ścieżki jaką przechodzimy w sklepie wywnioskować co chcemy kupić zanim jeszcze sami na to wpadniemy. To już lekko przerażające, prawda? No cóż, biznesowe zastosowania IoT są jeszcze przed nami. Niektóre ułatwią nam życie, niektóre mogą być lekko irytujące (jak reklamy w TV) inne będą wręcz szkodliwe. Przesyłanie, gromadzenie, a w szczególności ochrona tych danych będzie wymagać nie lada wysiłku i wydatków. I czy chcemy czy nie, dane te przez nasze sieci będą wędrować. Uciec od tego się nie da, można co najwyżej dobrze do tego się przygotować.